Wpisany lub wybrany przez Ciebie adres jest niepoprawny.
Być może taki adres istniał wcześniej, ale właściciel bloga mógł zmodernizować jego strukturę i dlatego teraz jest niedostępny.
Przejdź do STRONY GŁÓWNEJ bloga »
Stary ze mnie dureń. Spotkałem dziś kolegę z liceum. Nazywaliśmy go szefem. Trochę z przekory, trochę z zasady. Zestarzał się. Włos już nie ten. Rozmawiał o swoich stażystach, że generalnie im wszystko wisi. Że pokolenie z. Długa rozmowa, że my jeszcze wierzymy autorytetom, nawet jak ich nie mamy. O paradoksie bez treści. On wciąż zapracowuje się na śmierć, ja pijąc codziennie kawę mam okresowe lekkie paranoje. "To z braku pewności siebie". Z braku pewności siebie. Wczoraj dopadł mnie lęk. Ten z najgorszych, upokarzający. Kiedy wobec własnego szefa robisz się cały mokry. Dosłownie. Zacząłem o tym mówić, zwyczajnie. - Widzi Pani, tak mam. Z klientami radzę sobie o tak - mówię strzelając palcami. - Może Pan nie chce bym była Pana szefem? - Ja mam tak z każdym zwierzchnikiem. - Może powinnam zwołać grupę dla Pana? Nie chcę być tylko Pana zwierzchnikiem. I nie wiem, czy czuję się zatroszczony czy upokorzony. Przechodzę do następnego pokoju z dwoma sukcesami w ręku, wywalczając urlop i korzystniejsze godziny pracy, czuję jednak, że jakaś struna we mnie się naciągnęła, bo pracuję napięty, choć skupiony. "Wszystko w porządku, jest dobrze, wszystko jest dobrze". Tylko wieczorem i rano pod prysznicem zaczynam powtarzać po cichu pojedyncze imiona. Znowu. Jak kilka lat temu.
Wpisany lub wybrany przez Ciebie adres jest niepoprawny.
Być może taki adres istniał wcześniej, ale właściciel bloga mógł zmodernizować jego strukturę i dlatego teraz jest niedostępny.
Przejdź do STRONY GŁÓWNEJ bloga »